sobota, 26 listopada 2016

[3] Rozdział III - Życie, jak w Madrycie

"W miejskim stopionym palenisku nieoczekiwanie patrzymy z ukrytym wyrazem twarzy przez pewien czas na ściany, które się zacieśniały"

Either 

Leżałam na ogromnym, bogato zdobionym łóżku, pod atłasową, białą pościelą z niebieskimi akcentami w postaci rozrzedzających się ogników. Zastanawiałam się nad tym wszystkim, co mnie spotkało. Z jakimi przeciwieństwami będę zmuszona się zmierzyć, by odkryć prawdę, bo w końcu nie pamiętam, kim jestem ani nie wiem, skąd wzięłam się w tej dziwnej krainie. Jedynie czego byłam pewna, to to, że nie zostanę tu długo. Nie mogę. Muszę ruszać, nawet jeśli niedługo miałabym pożegnać się z tym światem, czego jednak zrobić nie zamierzam, ale kto wie, co będzie za miesiąc? - pomyślałam zrezygnowana, wpatrując się w krajobraz przed sobą i byłam wdzięczna Stone za łóżko przy parapecie. Chociaż nie mogłam w nocy spać, a ciało piekło żywym ogniem, to nie czułam się zmęczona. Wręcz przeciwnie miałam ochotę iść tam, gdzie poniesie mnie przeznaczenie. Dlaczego zatem tu jestem? Proste pytanie a tak trudna odpowiedź. Bo się bałam? Może dlatego, że strach przed odkryciem mojego istnienia był aż tak straszny, że moja podświadomość celowo wypiera każdą moją próbę przypomnienia sobie czegoś z przeszłości? Nie wiem, co jest prawdą a co kłamstwem, lecz muszę walczyć i może się czegoś dowiem.
- Siedzenie na dupie w zamkniętych czterech ścianach mi nie pomoże - szepnęłam hardo do siebie, rzucając ostatnie spojrzenie w horyzont, gdzie powoli już świtało. Chwilę później wstałam, gdy pierwsze promienie słońca, wpadające do pokoju przez duże, marmurowe okna musnęły moją twarz. Sięgnęłam po nowe ubrania, które Stone przyniósł mi ubiegłej nocy i choć były na mnie za duże, to cieszyłam, że w ogóle je mam. Mieć, a nie mieć to duża różnica, a ja nie mogłam pozwolić sobie na wybrzydzanie. Nie w tej sytuacji... Mimochodem wróciłam myślami do ubiegłej nocy. Na samo wspomnienie momentu, w którym mój... znajomy zdjął z siebie płaszcz i kapelusz ciarki przeszły mi po plecach. Oczywiście wiedziałam, że nie wypada zachowywać się niewłaściwie, dla kogoś, kto przyjął Cię z otwartymi ramionami ranną i zagubioną. Dał czyste ubranie, zapewnił wygodne posłanie, nakarmił i jeszcze opatrzył twoje rany. Byłam mu za to wdzięczna, nawet jeśli się go bałam. Zdusiłam wszystkie złe odczucia i za wszelką cenę starałam się pokazać swoją wdzięczność za okazaną mi dobroć. W tym celu wstałam nieco wcześniej, by zrobić gospodarzowi śniadanie, i miałam cichą nadzieję, że nie zruga mnie za mój czyn. Nie chciałabym dostać opierdol, gdy w grę wchodziły podziękowania, ale jeśli się nie pośpieszę, to mój plan diabli wezmą! Rozejrzałam się po wnętrzu, w którym spędziłam noc. Z tego, co już wcześniej zauważyłam, a raczej poczułam ściany w kolorze kości słoniowej były niedawno malowane. Świadczyło o tym brak plam, świeży kolor i prawie niewyczuwalny zapach farby. Po prawej stronie od drzwi stał potężny, ciemnobrązowy zegar z kukułką, ozdobiony przedziwnymi ślaczkami w kształcie ślimaka. Po lewej zaś w zagłębieniu znajdowały się półki wyłożone po same brzegi książkami. Naprzeciwko baldachimowego łóżka widniał jarzący się ogniem kominek a na nim wyłożone pięknymi obramowaniami zdjęcia przeróżnych zwierząt, roślin oraz pejzaży. Po przeciwnej stronie tuż przy oknie znajdowała się obszerna, drewniana szafa oraz wielki czarny, plazmowy telewizor. Zszokowana zatrzymałam wzrok właśnie na nim. Ciekawa byłam czy mają tu kablówkę. Może nie jest tak wcale daleko od cywilizacji i być może już niedługo znajdę odpowiedzi na dręczące mnie pytania? Z tą myślą ruszyłam do niewielkich drzwi w rogu pomieszczenia, które prowadziły do łazienki. Jakież było moje zdziwienia na widok funkcjonalnego prysznica z bieżącą wodą, pralki i suszarki oraz zwykłej, najzwyklejszej ubikacji! - Boże Błogosław Amerykę! - krzyknęłam w sufit, prawie płacząc ze szczęścia, bo spodziewałam się raczej kubła z wodą do kąpieli i wielkiej dziury w podłodze do załatwiania potrzeb fizjologicznych. A tu taka miła niespodzianka. Szybko ściągnęłam z siebie przepocone ubrania, wzięłam prysznic i wreszcie umyłam włosy. Myślałam, że zwariuje z tą brudną głową! Chwilę później stałam już przed lustrem i z oszołomieniem wpatrywałam się w swoje tak dziwnie znajome, a jednak obce odbicie. Przed sobą zobaczyłam młodą, dziewiętnastoletnią nastolatkę o bujnych i długich, rudych włosach sięgających aż do bioder, zielonych oczach i kremowej cerze oraz ,,całkiem" zgrabnej figurze. Uśmiechnęłam się do siebie, bo nie byłam taka brzydka, jak z początku myślałam, lecz mimo odpoczynku i gorącej kąpieli na moim ciele pozostały rany i zadrapania. Trochę minie nim znikną, a wyglądały okropnie! Westchnęłam ciężko, narzucając na siebie ubranie, po czym wyszłam z toalety i ruszyłam do kolejnych drzwi. Otworzyłam je i momentalnie poczułam zimny przeciąg. Na moje nieszczęście nie znalazłam suszarki, więc prawdopodobieństwo, że zachoruje, było jak milion do jednego. Zwinnie przedostałam się do oświetlonego świecami holu, po czym zeszłam drewnianymi schodami w dół do kuchni. Stanęłam jak wryta z rozdziawioną buzią w przejściu, tępo wpatrując się w stół. Pięknie, mój plan poszedł się jebać - sapnęłam w myślach...

---------------------------------------------------------------------------------------------- 

Zapewne każdy zauważył mój odosobniony tryb pisania. Nie wiem czemu, tak już mam. Nie umiem pisać jednym stylem, ale mam nadzieje, że to wam nie będzie przeszkadzać :D BARDZO wszystkich przepraszam za takie opóźnienia. Niestety mam dość duże problemy rodzinne, mało śpię, nie potrafię się na niczym skupić, więc ten rozdział jest bardzo krótki i do kitu. Kolejny pojawi się już niedługo. Liczę na wasze komentarze, opinie - czy to dobre, czy złe - zawsze będą mile widziane.

[2] Rozdział II - Umm...witaj?

Either

Sparaliżował mnie strach. Serce podskoczyło do gardła utrudniając zarówno oddychanie, jak i mówienie. Nie byłam w stanie wykonać choćby gestu, czego nie mogłam powiedzieć o swoim... napastniku? Spojrzałam zlękniona na stwora przed sobą. W świetle księżyca świeciły się tylko jego wampirze zęby i byłabym głupia, gdybym w tej chwili nie pomyślała o swojej śmierci z jego rąk. Jego kłach wbitych w szyję i moim pozbawionym krwi ciele...
Wzdrygnęłam się nieznacznie, przyglądając się jego mrocznemu ubiorowi. Na sobie miał czarny kapelusz zasłaniający twarz, nieco za długi również czarny płaszcz, który zdawał się być większy niż owa postać i ciemne, podajże gumowe obuwie. Nie ma co zaprzeczać - wyglądał jak diabeł z horroru albo przynajmniej złowieszczy krwiopijca z filmu... Obawiając się najgorszego, spojrzałam temu komuś w oczy i aż zachłysłam się powietrzem. Były... Czerwone jak krew! Starałam się ze wszystkich sił opamiętać i nie wpaść w panikę, choć nie łatwo mi to przychodziło.
,,Nie łatwo?! Jak tu normalnie myśleć, gdy strach zżera Cię od środka i nie pozwala normalnie myśleć?" Po krótkiej chwili, która zdawała się trwać w nieskończoność z trudem wydukałam krótkie ,,Dobry wieczór". ,,Nie no, mi chyba odbiło! Przede mną stoi wampir w czystej postaci a ja jeszcze się z nim witam, gdzie powinnam uciekać na drugi koniec świata. Zauważmy, że dopadłby mnie po sekundzie, ale próbować nie zaszkodzi. Nie, co ja gadam!? Lepiej go nie wkurzać, to może sobie pójdzie - To nie zwierze, więc marne szansę - podpowiada mi moja podświadomość i już wiem, że ciężki mój los" Czekałam zatem na nieuniknione, ale jeśli mam zginąć, to tylko z uśmiechem na ustach. Już odważniej wyprostowałam się, nabierając głębokiego wdechu. Jak zauważyłam-miałam przed sobą osobnika płci męskiej, ale nie byłam w stanie określić jego wieku. Mężczyzna spojrzał na mnie, a przynajmniej tak mi się zdawało.
- Kim jesteś? - zapytał spokojnym jednostajnym głosem. Nic nie odpowiedziałam, tylko tępo patrzyłam przed siebie. - To niebezpieczne miejsce, zwłaszcza o tak później porze. Nocne potwory wychodzą na żer... - ,,No co Ty, jakbym tego nie wiedziała?!"
- Potwory? Co ma pan na myśli? - udawałam głupią, choć pewnie się domyśla, że doskonale wiem, o czym on mówi.
- Widzę, że nie jesteś stąd młoda damo. Choć ze mną - spojrzałam na niego nieco nieufnie. Bo przecież skąd miałam wiedzieć, kim on jest i czego chce. Dopiero przed chwilą co myślałam, że wypije moją krew. Czując jednak coraz zimniejszy wiatr, ruszyłam za nim tą małą drużką. Zastanawiałam się skąd się tu wzięłam i w jaki sposób tu trafiłam a przede wszystkim, co ze mną będzie. Tyle pytań bez odpowiedzi, a co jeśli nigdy ich nie poznam? Jeśli zostanę tu na zawsze - z Nim. I nigdy się nie dowiem, co się stało. Nie - muszę wziąć się w garść. Przykazałam sobie wytrwałość do końca. Nawet jeśli już za chwilę będę martwa. Odwagi.. ,,Dasz radę Either" - usłyszałam wewnętrzny głos w głowie. Either? Tak mam na imię? Widocznie tak. A nazwisko? Zatrzymałam się gwałtownie. Spojrzałam na mężczyznę kompletnie oszołomiona.
- Ja... Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że... Ja nie wiem kim jestem! - wydukałam z trudem, przygryzając wargę. Mocno, aż do krwi, lecz to nie pomagało a tylko wzmogło ból.
- Jak to nie wiesz, kim jesteś? Nie pamiętasz? - zatrzymał się na chwile, by spojrzeć na mnie, po czym ruszył dalej.
- Znaczy, wiem tylko, że nazywam się Either i mam 19 Lat.
- Hmm - był odwrócony do mnie plecami i z tej perspektywy widziałam jego wysoką posturę. Uśmiechnęłam się w duchu za to, że trafiłam właśnie na niego, chociaż mój żywot nie jest jeszcze przesądzony - Dobrze, że chociaż to wiesz. Postaraj się teraz o tym nie myśleć, bo i tak pewnie nic sobie nie przypomnisz, a tylko nabawisz się bólu głowy.
- Głowa boli tak czy siak, ale spróbuje... - mocniej ścisnęłam ranę, przyśpieszając, tym jednak razem ze zdwojoną szybkością. Nie było to łatwe, zważywszy na mój aktualny stan. Mimo wszystko próbowałam dotrzymać mu kroku - Nadal nie wiem, kim Ty jesteś - powiedziałam po chwili cicho, zerkając na niego ukradkiem.
- Mówią mi Stone - przez chwile miałam wrażenie, że się uśmiecha, a może to był grymas?
- Opowiedz coś o sobie. Ile masz lat i w ogóle - poprosiłam ciekawa. Musiałam się jakoś czegoś o nim dowiedzieć.
- Może innym razem. Na razie nic więcej wiedzieć nie musisz. - wzdrygnęłam się, po czym zatrzymałam na chwile zdezorientowana jego tonem. Wypowiedział te słowa z taką agresją, jakbym miała coś złośliwego na myśli. Nie rozumiałam go. Zaczynałam się niecierpliwić.
- A jak się nazywa to miejsce? Gdzie my jesteśmy? Jest tu gdzieś może policja albo ktoś, kto mógłby się dowiedzieć, kim jestem? Co(...) - nawijałam tak przez dobre 15 minut, lecz mój ,,towarzysz" nie odpowiedział na żadno z moich pytań. Ignorował mnie, jakbym była powietrzem! W ogóle zastanawiałam się, czy mnie słuchał, ale coś mi się wydaje, że nie. ,,To nie był dobry pomysł, by tyle gadać" - pomyślałam. Wreszcie głos mi wysiadł. Gardło piekło. Nie mogłam mówić. Wszystko mnie bolało. Powieki same opadały mi na oczy. Zmęczona ledwo szłam... ,,Długo jeszcze!?"
Wiatr zdawał się przybierać na sile. Drzewa poruszały się rytmicznie, wydając z siebie głośne świsty. Słychać było pohukiwanie sowy. A jedynym źródłem światła w tą ciemną noc był księżyc rzucający nikłe światło na okolice. Czy się bałam? Oczywiście, choć bardziej martwiła mnie moja przeszłość i przyszłość niż cała reszta...Szłam dalej, nie patrząc na drogę i przez moją nieuwagę wpadłam na swojego towarzysza.
- Przepraszam. Zamyśliłam się. - spojrzał na mnie spode łba sięgając do ,,kieszeni" swojego płaszcza. Wyciągnął z niego jakiś klucz, po czym odwrócił się i...zatrzymał przed jakimś domostwem. Nawet nie zauważyłam, że tu jest. Otworzył drzwi i puścił mnie przodem. ,,Jaki dżentelmen"... Weszłam niepewnie, owładnięta wątpliwościami. Gdy zamknął drzwi, zdjął swój płaszcz i kapelusz. Dopiero wtedy zobaczyłam w pełni jego twarz...

******************************

No dobra, niedługo znaczyło jeszcze tego samego dnia, w tej samej chwili. Pomińmy jednak ten ważny fakt i skupmy się na reszcie. Jak się podobało? Co myślicie o Stone? Jak zachowa się nasza bohaterka?
Czekam na gwiazdki i może jakiś mały komentarz? xD

[1] Rozdział I - Gdzie ja jestem?

Either

Ocknęłam się zbudzona dziwnym chłodem i w pierwszej chwili zaczęłam szukać swojej ciepłej kołderki, ale zamiast niej natrafiłam na zimną i mokrą powierzchnię. Zastanawiałam się, dlaczego jest mi tak niewygodnie, bo przecież wczoraj zasypiałam w swojej sypialni na miękkim łóżku. A może jednak nie, chociaż dałabym sobie rękę uciąć, że... Otworzyłam gwałtownie oczy, ale od razu tego pożałowałam. Skrzywiłam się z sykiem, dotykając swoich bolących skroni, po czym przejechałam zamglonym wzrokiem po terenie. Las, tory i jakaś przepaść — nic nowego. ,,Zaraz wróć, że co? Las?!" - wrzasnęłam w myślach, starając się wstać, ale z jakiegoś niewyjaśnionego dla mnie powodu nie potrafiłam. ,,Auć". Po kilku próbach mimo bólu w całym ciele podniosłam się z ziemi. Głowa bolała mnie niemiłosiernie potęgowana choćby najmniejszym ruchem. Serce kołatało w mojej piersi, jak po dłuższym biegu, przy czym przyśpieszony, gwałtowny oddech przypominał ryk rozgrzanego silnika szykującego się do wyścigu. Na domiar złego było mi strasznie zimno, bo przecież te strzępki ubrań...co jest, do cholery jasnej?! Moje ciało pokryte było kurzem i piaskiem a w miejscach, gdzie ciuchy były podarte, widniały krwawiące blizny...
Z szeroko otwartymi oczyma penetrowałam okolice wokół siebie. Z prawej strony znajdował się las ogrodzony ostrymi kolcami. Prawdopodobnie po to, aby nikt nie mógł do niego wejść, bądź też z niego wyjść.. Pośrodku tory kolejowe ciągły się w nieskończoność na północ...południe? Natomiast po lewej dostrzegłam szeroką przestrzeń spadającą gwałtownie w dół. Kuśtykając, podeszłam do krawędzi. Większą część terenów pokrywały pola uprawne, które jak się zdawało, dopiero co zostały zaorane. Zamyśliłam się na chwile, po czym przeniosłam wzrok bardziej w lewo, gdzie widniały białe, wyłożone kafelkami i tynkiem domki. Z tej odległości nie widziałam jednak dokładnie ich detali, choć nie wszystkie wyglądały tak samo. Niektóre były z drewna jak domki letniskowe, wznosiły się dumnie na tle czarniejącego już nieba a jeszcze inne zbudowane dość mizernie, stały ledwo na nierównej drodze opętane ciemnością i mrokiem...
Niebo usiane było gwiazdami, choć słońce jeszcze się nie schowało za horyzont. Cała kompozycja tego miejsca, te wszystkie detale, światło-cień nadawały temu miejscu fantastycznego wyrazu. Co tu kurwa jakaś kolejna ,,Alicja z Krainy Czarów", czy jaki chuj?- pomyślałam zdezorientowana, stojąc jak słup soli z rozdziawioną buzią. Zachwycona, a jednocześnie przestraszona chwyciłam gwałtownie powietrze. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że znajduje się gdzieś poza domem, ale co tu robię? Dlaczego mam podarte ciuchy i czemu leżałam na ziemi obok torów i jestem ranna? Czyżbym jechała pociągiem, wypadła z niego i teraz wszyscy się o mnie martwią, lecz jacy wszyscy? Kim ja jestem? Co ma zrobić? Iść czy zostać?
Po dłuższym zastanowieniu postanowiłam sprawdzić, czy zastane kogoś w którymś z domków i chwała Bogu, jeśli tak się stanie. Z duszą na ramieniu ruszyłam w dół wąską dróżką, trzymając się ręką za głęboką ranę.
- Gdzie ja jestem? - spytałam sama siebie, rozglądając się dookoła.
Powietrze było czyste jak w górach, a jednak oddychałam z nie małym trudem. Co chwile zatrzymywałam się, by wyrównać oddech. Nie wiedziałam, dlaczego tak jest i bałam się, że zaraz zemdleje. Otwarte rany i zadrapania sprawiały mi przy każdym ruchu ogromne cierpienie, lecz mimo tego szłam dalej. Instynkt kazał mi się nie zatrzymywać, co wcale nie było łatwe. Strach napędzał adrenalinę, która krążyła w moich żyłach i przyśpieszała krążenie krwi do narządów a przez to i karmazynową ciecz, wypływającą z moich ran. Na domiar złego ciągle czułam na plecach czyiś złowrogi wzrok.
- Nie oglądaj się idiotko, tylko idź dalej - powiedziałam cicho do siebie. Walczyłam z samą sobą, lecz jak każda żyjąca istota odwróciłam się za siebie. ,,Chyba... coś... poruszyło... się... w gęstwinie krzewów między kolcami...ale to niemożliwe, bo przecież las jest ogrodzony!" Przełknęłam głośno ślinę, gdy po dłuższej chwili nic się nie stało. Odwróciłam się zatem by iść dalej, gdy przed sobą ujrzałam czarną postać, wyłaniającą się z mroku...

*********************************

Tamdaradam! Witam wszystkich czytelników i serdecznie zapraszam do czytania mojej nowej opowieści. Mam nadzieję, że was nie zawiodę, a zadowolę, dzięki czemu tutaj ze mną zostaniecie.
Może tak gwiazdka? Komantarz? Co byście nie dali, dla mnie to i tak wiele :*
Kolejny rozdział pojawi się już niedługo ^.^
Jeszcze raz zapraszam!


[0.5] Prolog

,,Między życiem i śmiercią, w Tej ostatniej minucie, zastanawiasz się, jakby by to było, gdybyś postąpił inaczej"


- Spokojnie mój drogi! Bez nerwów. - oznajmił zadowolony Dakh'an uśmiechając się od ucha do ucha. Rzadko to robił, lecz dzisiejsza noc była wyjątkowa — Dziewiętnastolatka w domu Xoni powiadasz? Co ona tam robiła... - zastanawiał się chwilę, gdy w głowie pojawił się obraz niemowlęcia - A może... To niemożliwe Nie czyżby to była naprawdę Ona?
- Ona?
- Ruda? Piwne oczy? - zapytał, patrząc na swojego sługę już łagodniej. Nie był tak do końca zły. Po prostu nie lubił, gdy ktoś łamie jego zasady.
- Tak... Panie... - Chciał coś dodać, lecz Dakh'an przerwał mu gestem dłoni.
- Nie mam czasu na wyjaśnienia. Idź się ogarnąć. Będę miał dla ciebie kolejne zadanie - oznajmił, wstając ze swojego miejsca i podchodząc do Kuyni'ego nachylił się nad jego uchem — I przyprowadź tu Liana.
- Tak jest! - odrzekł cicho i zanim wstał, ukłonił się lekko, Wyszedł z sali, kierując się w stronę szpitala, lecz nim to uczynił zauważył jak Dakh'an podchodzi do jednej z czarnych ścian i... rozwala ją jednym uderzeniem pięści, ale dlaczego to zrobił?

 ***************

WRACAM! Z nowymi poprawkami i nowymi pomysłami :D Zapraszam zatem do lekturki!